literature

Hetalia ~ PrusPol ~ Historia niemilosna ~ part II

Deviation Actions

AlicjaLiddel's avatar
By
Published:
2.5K Views

Literature Text

wcześniej, środa


Znasz to uczucie, prawda? Popołudnie w tygodniu roboczym. Plecy ciągną cię charakterystycznym bólem tego, że jest osiemnasta, a ty cały dzień byłeś na nogach. Niesiesz bezsensownie wielką torbę, zastanawiając się, co skłoniło cię rano do wpakowania tam takiej ilości niepotrzebnych rzeczy, ciężkich jak diabli. Na domiar złego cholerne chmury postanowiły zorganizować deszcz, na cześć twojego zmęczenie chyba.

Gilbert był obarczony tym wszystkim naraz, trudno więc się dziwić, że ze wściekłością kopał wszystko na swojej drodze. Kałuże głównie. Zły pomysł; woda chlupocząca w niedosznurowanych butach nie pomagała. To, że jedno zlecenie na sesje zdjęciową poszło się jebać, bo coś tam, też nie pomagało. Oh, tak – nie pomagał również fakt, że dwa razy dostał kosza z wpierdolem gratis!

Deszcz lunął ze zdwojoną siłą. Taa, awesome. Gilbert naciągnął mocniej kaptur na głowę, choć to i tak nie wiele dało. Ciemniejsze od wilgoci kosmyki szarych włosów łaskotały go po policzkach. Mógłby je już przyciąć, gdyby nie głupie pomysły stylistów. Lodowate kropelki kuły po twarzy, dłoniach, wpadały za kołnierz i spływały po kręgosłupie. Brr. Jak zaraz nie wejdzie pod jakiś dach to chyba go szlag jasny-... Urwał myśl w połowie. Zaczynało grzmieć.

Gdy albinos zobaczył na horyzoncie wymarzony budynek, nawet się nie powstrzymywał przed ruszeniem chlupoczącym sprintem. Ledwo zerknął na szyld "Herbaciarni Rabit Hole" i wszedł do środka, bo w taką pogodę nawet ozdobiona w czarno-czerwone króliczki i muchomorki rzeczywistość nie ma znaczenia.

Szarpnięciem otworzył drzwi i zrzucił z głowy okropnie przemoczony kaptur, ochlapując wszystko dookoła. Większość stolików była zajęta, przyciemnioną salkę wypełniał lekki szmer rozmów. Było ciepło. I sucho, pomijając większość jego ubrania. Rozejrzał się, zachodząc w głowę, na kij nazywać zwykłą knajpę "herbaciarnią". I upychać tyle motywów podejrzanych grzybków, tykających zegarków i jaskrawych filiżanek. Widocznie taki image, Alicja wiecznie żywa itede. Odłożył na później roztrząsanie, "jakie to głupie, bo to w końcu tylko bajka, w dodatku dla malutkich dziewczynek, pff" – chwilowo było mu za dobrze na hejtowanie świata.

Wypatrzył stolik (kaloryfer, obok którego inteligentnie ustawiono stolik) i przeprowadził skomplikowaną akcje wyswobadzania się ze skórzanej kurtki i bluzy. To ostatnie 13% bawełny, 87% wody. Gdy machał zmarznięta ręką na kelnerkę, już prawie nie chlapał.

W momencie, gdy ją zobaczył, całkowicie zmienił swoje nastawienie do Alicji w Krainie Czarów i motywów z nią związanych. Prześlizgnął wzrokiem po czarnych koturnach dziewczyny, zginającej wdzięcznie smukłą nóżkę w pasiastej pończoszce. Króciutka, niebieska spódniczka zafalowała, gdy kelnerka sięgnęła do kieszeni w białym fartuszku i słodkim głosem zapytała o zamówienie. W dekolcie niebieskiej sukienki srebrzyła się na łańcuszku buteleczka z napisem drink me, a Gilbert nawet nie starał się nie gapić. Mógł tylko przełknąć ślinę, przenosząc wzrok na jej ładnie wykrojone usta i spięte czarną kokardą blond włosy, okalające łagodną twarzyczkę.

Chyba złożył jakieś zamówienie, nieważne. Ważne, że dzień przybrał trochę jaśniejszych kolorów. Beilshmidt rozparł się wygodnie na miękkim fotelu, powoli doceniając nawet wystrój lokaju; choć dalej kojarzył mu się dość jednoznacznie z LSD i smokiem w kuchni. Gdy dostał gorącą herbatę z rumem z całą pewnością mógł stwierdzić, że taaak, już jest dobrze. Nawet nie szarpał się na konkluzję, że herbata z rumem chyba jest pedalska.

Musicie wiedzieć, że gdy Gilbert Beilshmidt twierdził coś z całą pewnością, był to jednoznaczny wskaźnik tego, że zaraz coś spieprzy. Najpewniej przez jedną głupią decyzję, podjętą w chwili złudnego szczęścia. Tym razem tą decyzją było spojrzenie na kelnerkę, która przyniosła śliczną filiżankę z dawką teaminy i etanolu.

Wróć. Podnosząc wzrok oczekiwał blondwłosej piękności w niebieskiej sukieneczce. Zobaczył blondwłosą piękność w wysokim, fioletowym cylindrze i jedwabnej koszuli. Szczęście i spokój runęło w jednej chwili, prosto na mokrą głowę Gilberta.

Kelnerska piękność westchnęła głęboko i z politowaniem pokręciła głową. Ta szwabska cholera – nie przedstawiał się, ale od niego widać na kilometr – może i jest nachalnym chamem z przerostem ego, ale... Feliks westchnął jeszcze raz, przysiadając naprzeciwko. W teorii w pracy nie powinien, ale ciul z tym. Albinos wyglądał jak przysłowiowe siedem nieszczęść. Mokre włosy opadały mu smętnie na czoło i policzki, ale w porównaniu do kompletnie zalanej kurtki i bluzy, przewieszonej przez kaloryfer, wyglądały na naprawdę suche. Odsłonięte ramiona pokrywała gęsia skórka, a policzki rumieniec chłodu.
 
To jednak, mimo wszystko, nie było najsmutniejsze. Feliks dokładnie widział, jak szeroki, pewny siebie uśmiech szczęśliwego człowieka spływa z twarzy albinosa razem z kroplami deszczówki. Na jego widok. No i gościu miał palec w gipsie, ciekawe dlaczego... Feliks westchnął po raz trzeci, patrząc na totalne niezrozumienie na twarzy czerwonookiego. I zaczął mówić.


              ~


- ...no i on mnie wziął i normalnie przeprosił.

Francis ziewnął przeciągle.

- No, przeprosił?

- Znaczy ten, nie powiedział w sumie, że przeprasza... Ale na to właściwie wyszło – hyk! - bo siedział chwilę, a ja tam normalnie ociekałem wodą i nie wiedziałem co ten, a potem nawet mi dał no... bluzę suchą. Firmową taką, hyk!

- Aha.

- ...w tą kratkę co przy warcabach jest, wiesz. I mu ją potem oddałem, jak... Ale nie, to było...

Młody Francuz nawet nie silił się na protekcjonalne westchnięcie, już mu się nie chciało.

- ...w każdym razie, następnego dnia, hyk...

wcześniej, czwartek

Gilbert przesuwał w zamyśleniu palcami po miękkim materiale w szachowy wzór. Siedział w jednej pozycji na tyle długo, że czuł mentalnie zapuszczone korzenie. Nie miał nic do roboty, bo w końcu, cholera, odwołali tą sesję. Zegar w kotki – zawieszony przez poprzedniego właściciela na tyle wysoko, że samoistnie został – wskazał z cichym tyknięciem siedemnastą. Gilbert warknął cicho, zdejmując z hukiem nogi ze stołu. Ktoś powinien mi wykrzyczeć w twarz, że od godziny macam tę durną bluzę jak niezajebisty idiota!  Z poświęceniem godnym lepszej sprawy zaczął miotać się po pokoju.

Nosz cholera jasna! Niech coś się stanie, niech ktoś przyjdzie, niech Tosiek w końcu ogarnie ten swój włoski roaming, niech ktoś zadzwoni, niech..! Zamknięcie w czterech ścianach jest złe! Po prostu, absolutnie złe! Samemu jest lepiej, jasne, ale NIE W TAKI DZIEŃ! Wrr!

I wcale nie chodzi o to, że Gilberta skręca potrzeba oddania tej idiotycznej bluzy! Asz, preteksty.

Ping. Telefon walający się pomiędzy paczką żelków, a skarpetką w prążki miotnął się wibracją.

To nadal aktualne? Chodźmy na kawę.</b>

Gilbert zamrugał kilkakrotnie. Może to dlatego, że nie chodzi do kościoła. Przypadek nie może być aż taką suką. Zamrugał raz jeszcze, dla pewności.
Ping. Przecież nie poleci na zawołanie jak jakaś zdesperowana dziewica!

Nie, nie na kawę. Chcę się najebać.</b>

Poleciał.

   ~

- ...no i poszedłem, jak ten debil...

- Noo, i posz-.. Zaraz. Skąd on miał twój numer właściwie?

- Hyk! ...a ty w sumie, dobre pytanie...

wcześniej, czwartek, co było dalej

Przeraźliwie krępująca cisza wbijała Gilberta w fotel, przyprawiając o dotkliwy ból dupy. (Przyznać należy, że był on jedyną osobą odczuwającą tę ciszę. Gwar rozmów wszelakich, brzęk szklanek i mętna ballada rockowa, która nie mogła się najwidoczniej zdecydować, czy będzie o miłości, czy nie – zmiksowane i okraszone samochodami za oknem nie jest to wszystko zbytnio ciche.) Ale Gilbert patrzył chyłkiem na blondyna ściskającego palcami kąciki oczu i musiał - no po prostu musiał! - zacząć gadać, choćby miał paplać od rzeczy.

Nie żeby nie próbował. Feliks cisnął mu prosto w twarz cichym "poczekaj" i od tamtego czasu słowem się nie odezwał. Albinos zastanawiał się właśnie, czy zwariować już teraz, czy poczekać jeszcze chwilę na wielki wybuch frustracji, gdy – cóż.

Gdy Feliks strzelił Kamikadze, uśmiechnął się kwaśno i zaczął rozmowę, przepraszając za bycie cynicznym dupkiem.

Moi drodzy, to co odmalowało się na twarzy najstarszej latorośli domu Beilshmidtów nie nadawało się nawet na alegorię szoku. Zbyt intensywne; żaden artysta nie podjąłby się przedstawienia zdziwienia według modela w tym stanie, nawet nowoczesny. (No dobrze, może nowoczesny tak, oni imają się wszystkiego.) Krytycy sztuki padli by na miejscu za takie przejaskrawienie tej prostej emocji.

Feliksowi należy wybaczyć - to, co zrobił, było całkowicie naturalną reakcją - roześmiał się, odchylając do tyłu głowę.

Gilbert zachłysnął się mentalnie; ostatkiem sił powstrzymując od gapienia się z otwartą paszczą i krwotokiem z nosa. Nie żeby mu się do końca udało.

Ten facet był piękny i naprawdę, to jedyne o czym mógł wtedy myśleć. Zielone oczy lśniły delikatnie żółtymi plamkami, roztopione wesołością zniknęły twarde nuty w jego głosie, a skryte pod czarną koszulką ramiona drżały od narastającego śmiechu. I, cholera jasna, miał dołeczki w policzkach.

Albinos poczuł się jakby dostał w twarz czymś gabarytów ruskiego czołgu, gdy śmiech (ósmy cud świata!) zniknął, a chłopak (dziewiąty!) wychylił się do baru. Wszelkim siłom wyższym dzięki, że zaraz odwrócił się z powrotem, podając pieniste piwo. Wcześniej Gilbert myślał jeszcze na kilku kanałach, przejmując się wieloma sprawami naraz, ale teraz w jego głowie przewijały się tylko różnokolorowe napisy na jeden temat. "IdeałIDEAŁideał".

Potem pili trochę więcej i jakoś poszło.

wcześniej, czwartek, ale trochę później

- I czaisz, podchodzi do mnie taka, totalnie gorąca i groźna niczym kurczak z rożna, i mówi...

...i trochę później

- Ueegh, to jest z wiskaczem? Mein Gott, nie zcierpię tego gówna...

...i jeszcze kawałek

- O mamo, serio? I co, wywalili cię z tego namiotu?  

- Kseksekse, mnie mieli wywalić? Zagilbistego mnie?!

...jeszcze

- Nie, ja nie mam rodzeństwa, tak bezpośrednio. Ale za to strasznie rozbuchane kuzynostwo, pociotki i takie tam. Jeszcze jednego, jakby?

...no, dalej

- Absolutnie jestem pewien, że ty tak nie umiesz, co?

- Fela, ty mnie nie prowokuj...

...dalej dalej dalej

- To nie tak, że boję się mojej babci! I-... O nie, ja widzę tę twarz! Jak mi spróbujesz rzucić żartem o Niemkach..!

...można powiedzieć, że już całkiem późno

- No jacha, przepracowywujesz się po prostu. I przestań nazywać mnie "Fela", bo ci jebnę.

...najwidoczniej już zbyt późno

- Barman, jeszcze kolejkę! Co-co? Jak to "zamykamy"?!
                   
             ~

- ...w każdym razie, hyk, wywalili nas z baru.

Francis olał zmianę miejsca akcji, z niedowierzaniem zbierając do kupy fakty.

- Wprawę tracisz, Gi? Weź mi proszę wytłumacz, jak to się stało, że gościu ewidentnie zdecydował się dać ci się przelecieć, po czasie trochę ale jednak, a skończyliście paplając o pierdołach nad piwem jak starzy kumple? Albo jak-... Gilbert, czy to nie była przypadkiem pierwsza randka?!

- ...słuchaj dalej, psiajucho...

wcześniej, czwartek, co się stało po 23

Gilbert był naprawdę pod wrażeniem zadziwiającego faktu, że właściwie to nie są pijani. Tylko tak trochę, lekka mgiełka i przyjemne ciepełko. A ostatecznie nie wypili tak całkiem mało.

Nazwisko Beildschmidt do czegoś zobowiązuje, więc sobie się wcale nie dziwił. Uśmiechnął się leniwie, zerkając na zarumienione policzki Feliksa. Nie spodziewał się silnej głowy po takim słodziaku, ale cóż. Przerażających umiejętności walki też nie.

Ręka Niemca jakoś samoistnie wylądowała na wąskiej talii, blondyn zahaczył swoją o tylną kieszeń gilbertowych dżinsów. Atmosfera była przyjacielsko-rozleniwiona, gdzieś w oddali słychać było huk jednej z większych ulic, jakieś koty darły się w alejce obok. Gilbert skończył chichotać z żartu niskich lotów, Feliks odchylił głowę lekko do tyłu – intensywne spojrzenie walnęło po rzeczywistości jak młotem w żeliwny gong.

Gdyby w tamtej chwili patrzył na nich ktoś trzeci, zapewne dostrzegłby jak wieczorne powietrze iskrzy. Sytuacja obróciła się o 180 stopni. Ręka oparta na cudzym biodrze zaczęła parzyć, krzywizna odsłoniętej szyi kusić. Wspomniane mimochodem sporo czasu temu "wiesz, generalnie to mieszkam dwie przecznice dalej" info nabrało nagle kluczowego znaczenia.

Gilbert uśmiechnął się drapieżnie, momentalnie odzyskując grunt pod nogami. Wepchnął niedbale do pudełka gdzieś w głębi świadomości wszystkie dręczące go myśli i dla pewności przytrzasnął ciężką skrzynią Porzuconych Obowiązków.

Trzecia Zasada Badass Trio: zawsze jest pora na seks.

(Gdyby Beilschmidt przyjrzał się bardziej tym zmrużonym oczom doszedł by na pewno do jakiegoś wniosku, najprawdopodobniej zrozumiałby, że nie docenił blondwłosego Polaka. Po raz trzeci.)Feliks zmrużył oczy, gdy albinos wplótł dłoń w blond włosy i pochylił się płynnie.

Gilbert jęknął cicho.
                     
                ~

Francis opierał podbródek na zaciśniętych dłoniach, całkowicie rozbudzony. Wbijał wzrok w powoli trzeźwiejącego Gilberta. (Dyskretnie zabrał alkohol z zasięgu; w ten sposób opowieść nabierała przejrzystości.) Już nawet nie za bardzo przejmował się nieuchronnym zawaleniem porannych praktyk. Słuchał. Zaczynało się dziać.

wcześniej, czwartek trwa, mimo że niedługo zmieni się w piątek

Nie wiedział jak to się stało, chyba weszli do jego mieszkania. Opornie dotarły do niego klucze ciśnięte gdzieś w przedpokój, trzask zamykanych drzwi i obca ściana za plecami. Chciał już czuć ręce wszędzie, chciał mieć, dotknąć, wszystko... Ale Feliks ugryzł go brutalnie w szyję i umknął, krzątając się przy jakichś półkach. Szlag, nawet nie zauważył, kiedy ten mały..!

Pytanie, po co, straciło na celu, gdy blondyn obrócił się z powrotem. Z tryumfalną miną ściskając...

Gilbert cofną się odruchowo; nie było ciemno na tyle, by nie dostrzec przedmiotu i nie rozpoznać zastosowania.

- Okej, teraz stop, mnie takie rzeczy nie-!

Brzęk. Metalowy zamek chłodnej obroży obsypał szyję Gilberta gęsią skórką. Feliks chwycił metalowe kółeczko, powoli przyciągając chłopaka w dół. Cholera jasna, gdyby tylko zerwał kontakt wzrokowy, zabrał te hipnotyzujące oczy! Gilbert próbował powstrzymać cichy pisk, nawet kosztem przygryzionej wargi, byle tylko nie...!

- Hej, spójrz na siebie...

Próbował odwarknąć słabą ripostą i ze zboczonym uśmiechem na ustach odwrócić pozycję, przygnieść tego drania i wyssać z niego tę buntowniczą dominację, ale..! Ale w pół obrotu, gdy to blondyn przywierał plecami do chłodnej ściany, jęknął przeciągle. (Próbował, ale...) Feliks cisnął go na kolana, jedną ręką twardo przytrzymując obroże, drugą mocno wplatając w siwe włosy.

Bolało, szyja cierpła wygięta nienaturalnie, kolana wbijały się w twarde kafelki, było mu niewygodnie i - cholera jasna!, erekcja i tak rozsadzała mu spodnie.

Feliks przykląkł, przejeżdżając paznokciami po całej długości jego uda.

Gilbert próbował nie zaskomleć cicho.

- I chcesz mi powiedzieć, że "ciebie takie rzeczy nie"..?

Próbował, by jego odpowiedź nie zabrzmiała słabo i zdyszanie, ale...

- Trzymasz takie rzeczy w przedpokoju...?!

To było jego ostatnie trzeźwe zdanie, bo potem Feliks zaśmiał się cicho, jakby gardłowo, i Gilbert przestał próbować. Cokolwiek.

                   ~

Gilbert urwał w połowie, kwitując swoją historię jednym zdaniem:

- ...no i Felek mnie przeleciał...

Francis sapnął, nie za bardzo mogąc sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był tak oburzony. Przerwać opowieść w takim momencie?! Naprawdę?! No i...

- Że co?! Wywlekasz mi te swoje żale od – poirytowany wzrok z trudem skoncentrował się na zegarku – prawie dwóch godzin, tylko dlatego, bo byłeś na dole? Nie pogubiłem się?

Niemiec zapowietrzył się zawodowo.

- Jasne, że nie! ...w sensie... Na górze byłem..! ...i nie dlatego się uze... osefneszmimam!

- Chcesz mi powiedzieć, że gościu cię przeleciał, będąc na dole.

Gilbert rozpromienił się jak Fukushima nocą.

- No!
~ boy x boy
~ Axis Powers Hetalia
~ Feliks Łukasiewicz (Polska) x Gilbert Beilshmidt (Prusy)
~ przekleństwa są; jakieś Sceny na końcu, ale na tyle lekkie, że nie daję blokady

Udało mi się skończyć~! Tą część przynajmniej. Awesome Face, Doctor Style 

(Tak długo mi to zajęło, bo miały być sceny, których nie umiem pisać. :derp: Zresztą wyszło jak wyszło.)

Rzucam na pożarcie! Llama Emoji-09 (Drinking Tea) [V1] 

A,

PS> obrazek nie należy do mnie
© 2014 - 2024 AlicjaLiddel
Comments20
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Nemorta's avatar
O cholera! To było świetne!
Uśmiałam się jak nigdy. Lubię takie klimaty - obroża, kajdanki :D Może jeszcze bacik do kompletu? xD Chociaż trochę żałuję, że Feliks mimo wszystko był na dole, bo już sobie wyobrażałam, jak Francis opowiada wszystkim, że Gilbert został zdominowany. Chociaż i tak będą mieli ubaw, jak im opowie o tym, jak go pobił. No i zrobił z niego zwierzaczka xD Mrau
Czekam na nexta, który mam nadzieję, że nadejdzie :D