ShopDreamUp AI ArtDreamUp
Deviation Actions
Literature Text
wcześniej, dalej ten drugi piątek
Tylko po to by oddać mu bluzę i nakarmić syfem w zamian za rzeczy...
Feliks dźgnął go ostrym łokciem w bok.
- Daj głośniej.
- Masz bliżej.
- Ale ja mam usyfione ręce.
Gilbert zaburczał, przechylając się przez stertę poduszek i kłęby z kołdry, sięgając do opartego na książkach lapka. Pusty karton po pizzy spadł z łóżka, ale nic się nie wylało, więc chyba było ok. Co się będzie szarpał na porządek. I tak musiał podjąć wysiłek ponownego usadzenia się na miejscu – łagodniej, niż za pierwszym razem. (Wtedy czerwień uderzyła mu po policzkach, zupełnie jakby przeniosła się tam z całkiem innego, bolesnego miejsca. A Feliks, wredota, uśmiechnął się tak jakoś dumnie.) Usiadł. Udało mu się. Film został podgłośniony, pełen sukces.
Jakby była to rzecz najnormalniejsza na świecie, Feliks wbił się barkami w klate Gilberta, wymuszając objęcie go ramieniem. Nie było to ani romantyczne, ani nawet wygodne, ale Gi i poczuł się jakoś tak melodramatycznie.
Ale objął. Co miał zrobić.
Na niewielkim, przybrudzonym ekranie leciała już druga część filmidła, a włosy Feliksa pachniały wiśniowo. Coś tam się działo z akcją i z fabułą, ale Gilbert przestał kodować. Ręce miał pełne obcego ciepła i obcego zapachu, a coś w zamknięciu jego żeber zaczęło się zachowywać niestosownie. To na pewno wszystko dlatego, że włosy Feliksa pachniały cholernymi wiśniami. Drgnął, słysząc głos spoza głośników.
- Gilbert?
- Tak?
- Zostaniesz na noc?
Zerknął w dół, wpadając prosto w zielone oczy, ciemne i nieprzeniknione w słabym oświetleniu. Pytanie wtopiło się w rosnące pod żebrami uczucie, wcale nie polepszając sprawy. W rezultacie Gilbert nic nie powiedział. Feliks - po zmarszczeniu brwi nad "o chuj ziomowi chodzi" - uśmiechnął się psotnie, gryząc białowłosego w obojczyk. Nie będzie przecież wspierał dramy, a...
- Chce cię przelecieć, ziom, nie panikuj.
... o to chodziło, prawda? Feliks rozparł się wygodnie w ramionach kumpla od seksu. Wzrok obojga wylądował z powrotem w trwającym filmie.
Gilbert nie mógł odgonić złośliwej myśli, że nic by nie zjebał, gdyby nie ta głupia chwila spóźnienia. Ale musiał, oczywiście, i tym razem zawahać się jak zakochany podlotek z opery mydlanej. Nie, gorzej – z romansu supernaturalnego! Klasyka gatunku Gilberta B: parsknął śmiechem, udając, że żadnej chwili nie było, tylko ostatnie sceny tego arcydzieła sztuki filmowej tak go zafascynowały. Mruknął coś o tym, że przemyśli - za co dostał przyjacielskiego kuksańca w bok.
Jestem jebaną Bellą, pomyślał gorzko.
Film się skończył. Na moment zapadła cisza, a potem Feliks został sam w rozgrzebanej pościeli, mając dziwne wrażenie, że Gilbert uciekł.
Blondyn wydął niepocieszony usta. Okej, zrozumiałe, że się można chcieć umyć, ale już całkiem NIEzrozumiałe, że leci się pod ten głupi prysznic jakby od tego życie zależało. Woda szumiała w niewielkiej łazience. Blondyn podciągnął kolana do klatki piersiowej, opierając na nich głowę. Przygryzł delikatnie różowe usteczka. Na czole uwydatniła się poirytowana, pionowa linia. Po chwili myślenia w sposób zauważalny z wściekłym pufnięciem przewrócił się na bok, przy okazji wkopując się pod kołdry.
Czemu zawsze, do kurwy jasnej nędzy, ludzie muszą tak wszystko komplikować?! Co on ma teraz sobie myśleć?! Źle zrobił bo co? No co?!
Kłębek kołdry zaburczał wojowniczo. Jak tylko idiota wyjdzie z łazienki to POROZMAWIAJĄ. Poważnie. Wprost zapyta, co moją znaczyć te miny i westchnienia. Nie będzie się bawił w takie pierdololo.
Monstrualny trud decyzji - jak ma się po prysznicu ubrać i czy w ogóle ma to robić - poszedł na marne. No pięknie. Feliks zdążył zredukować się do śpiącego zawiniątka. I chrapał. Lekko. Beildschmidt klapnął żałośnie na smoczą pufę obok łóżka. Coś w jego chorej głowie mówiło, że Fela tak uroczo chrapie.
Sprawa była beznadziejna.
Teraz znowu musiał decydować, szlag by to wszystko...
Iść? Czy zostać?
Ostatecznie przysiadł na brzegu łóżka. Odchrząknął. Zacisnął dłoń w pięść. Boże, ile można czasu marnować na bycie ciotą?! Odetchnął jeszcze (dochodząc do wniosku, że dużo) i potrząsnął go lekko za ramię.
- Fela?
Mruknięcie wydobyło się niechętnie gdzieś spod kołder. Nic więcej.
- Feliks!
- Zamknij ryj i chodźże spać.
No, to było coś więcej.
Następny kwadrans Gilbert spędził na misternym wtaczaniu się na łóżko, na które został częściowo wciągnięty. Wtaczanie było misterne, bo należało Feliksa nie rozbudzić. Jak tylko się rozbudzał, to warczał.
~
Francis pokiwał głową, wgryzając się w kanapkę z dżemem. Gilbert nie jadł. Gilbert toczył głową po blacie stołu, aż włosy zawijały mu się w potargane koguciki.
- Więc smutno ci było, że się poczułeś jak para, a nie para. Tak? Super.
Z westchnięciem chwycił za kubek z kawą.
- Dalej. Chcę to skończyć.
Za kuchennymi oknami było już niemal zupełnie jasno.
wcześniej, sobota zazwyczaj następuje po piątku
Tego ranka to Gilbert obudził się pierwszy, czując ciężar ciepłej nogi przerzuconej przez swoją talię. Właściwie to nie był jedyny ciężar. Ramię, również ciepłe, dla odmiany gniotło mu klatkę piersiową. Feliks oplatał go i uwalał się na niego jak tylko mógł, dodatkowo odcinając mu krążenie w tej ręce, na której leżał.
Coś jeszcze go gniotło i kilka zaspanych chwil potrzebował, żeby przypomnieć sobie, co.
Ach. No tak. Serce.
Spędził tak czarujące dwie godziny – o upływie czasu usłużnie informował go zegar wiszący krzywo nad drzwiami. Chociaż Gilbert nie korzystał często z tego dostępu do informacji. Wolał tam nie patrzeć. Zegar wisiał krzywo.
Naprawdę, nie wiedział, co gorsze – jego sytuacja czy ten jebaniutki zegar.
Ach, jak żałosny był! Leżał w objęciach swego Ruchania, z którym to ruchał się raz. Leżał, kochając to leżenie – leżał, kochając to Ruchanie!
Teraz, w świetle poranka, stało się to wyjątkowo jasne.
Był zakochany! Z przerażeniem w oczach wpatrywał się w sufit.
Dwie godziny później Feliks się obudził.
Dwie i pół godziny później zjedli już śniadanie.
Cztery godziny później współczynnik ruchania z Ruchaniem podskoczył do 2; Gilbert dowiedział się co takiego można zrobić z silikonowym kółeczkiem o maksymalnej średnicy 110 mm i magicznie zapomniał o swoich werteryczno-wenerycznych rozmyślaniach.
I tylko było mu trochę smutno, że jutro nie mogą tego powtórzyć, bo brat przyjeżdża.
Tylko po to by oddać mu bluzę i nakarmić syfem w zamian za rzeczy...
Feliks dźgnął go ostrym łokciem w bok.
- Daj głośniej.
- Masz bliżej.
- Ale ja mam usyfione ręce.
Gilbert zaburczał, przechylając się przez stertę poduszek i kłęby z kołdry, sięgając do opartego na książkach lapka. Pusty karton po pizzy spadł z łóżka, ale nic się nie wylało, więc chyba było ok. Co się będzie szarpał na porządek. I tak musiał podjąć wysiłek ponownego usadzenia się na miejscu – łagodniej, niż za pierwszym razem. (Wtedy czerwień uderzyła mu po policzkach, zupełnie jakby przeniosła się tam z całkiem innego, bolesnego miejsca. A Feliks, wredota, uśmiechnął się tak jakoś dumnie.) Usiadł. Udało mu się. Film został podgłośniony, pełen sukces.
Jakby była to rzecz najnormalniejsza na świecie, Feliks wbił się barkami w klate Gilberta, wymuszając objęcie go ramieniem. Nie było to ani romantyczne, ani nawet wygodne, ale Gi i poczuł się jakoś tak melodramatycznie.
Ale objął. Co miał zrobić.
Na niewielkim, przybrudzonym ekranie leciała już druga część filmidła, a włosy Feliksa pachniały wiśniowo. Coś tam się działo z akcją i z fabułą, ale Gilbert przestał kodować. Ręce miał pełne obcego ciepła i obcego zapachu, a coś w zamknięciu jego żeber zaczęło się zachowywać niestosownie. To na pewno wszystko dlatego, że włosy Feliksa pachniały cholernymi wiśniami. Drgnął, słysząc głos spoza głośników.
- Gilbert?
- Tak?
- Zostaniesz na noc?
Zerknął w dół, wpadając prosto w zielone oczy, ciemne i nieprzeniknione w słabym oświetleniu. Pytanie wtopiło się w rosnące pod żebrami uczucie, wcale nie polepszając sprawy. W rezultacie Gilbert nic nie powiedział. Feliks - po zmarszczeniu brwi nad "o chuj ziomowi chodzi" - uśmiechnął się psotnie, gryząc białowłosego w obojczyk. Nie będzie przecież wspierał dramy, a...
- Chce cię przelecieć, ziom, nie panikuj.
... o to chodziło, prawda? Feliks rozparł się wygodnie w ramionach kumpla od seksu. Wzrok obojga wylądował z powrotem w trwającym filmie.
Gilbert nie mógł odgonić złośliwej myśli, że nic by nie zjebał, gdyby nie ta głupia chwila spóźnienia. Ale musiał, oczywiście, i tym razem zawahać się jak zakochany podlotek z opery mydlanej. Nie, gorzej – z romansu supernaturalnego! Klasyka gatunku Gilberta B: parsknął śmiechem, udając, że żadnej chwili nie było, tylko ostatnie sceny tego arcydzieła sztuki filmowej tak go zafascynowały. Mruknął coś o tym, że przemyśli - za co dostał przyjacielskiego kuksańca w bok.
Jestem jebaną Bellą, pomyślał gorzko.
Film się skończył. Na moment zapadła cisza, a potem Feliks został sam w rozgrzebanej pościeli, mając dziwne wrażenie, że Gilbert uciekł.
Blondyn wydął niepocieszony usta. Okej, zrozumiałe, że się można chcieć umyć, ale już całkiem NIEzrozumiałe, że leci się pod ten głupi prysznic jakby od tego życie zależało. Woda szumiała w niewielkiej łazience. Blondyn podciągnął kolana do klatki piersiowej, opierając na nich głowę. Przygryzł delikatnie różowe usteczka. Na czole uwydatniła się poirytowana, pionowa linia. Po chwili myślenia w sposób zauważalny z wściekłym pufnięciem przewrócił się na bok, przy okazji wkopując się pod kołdry.
Czemu zawsze, do kurwy jasnej nędzy, ludzie muszą tak wszystko komplikować?! Co on ma teraz sobie myśleć?! Źle zrobił bo co? No co?!
Kłębek kołdry zaburczał wojowniczo. Jak tylko idiota wyjdzie z łazienki to POROZMAWIAJĄ. Poważnie. Wprost zapyta, co moją znaczyć te miny i westchnienia. Nie będzie się bawił w takie pierdololo.
Monstrualny trud decyzji - jak ma się po prysznicu ubrać i czy w ogóle ma to robić - poszedł na marne. No pięknie. Feliks zdążył zredukować się do śpiącego zawiniątka. I chrapał. Lekko. Beildschmidt klapnął żałośnie na smoczą pufę obok łóżka. Coś w jego chorej głowie mówiło, że Fela tak uroczo chrapie.
Sprawa była beznadziejna.
Teraz znowu musiał decydować, szlag by to wszystko...
Iść? Czy zostać?
Ostatecznie przysiadł na brzegu łóżka. Odchrząknął. Zacisnął dłoń w pięść. Boże, ile można czasu marnować na bycie ciotą?! Odetchnął jeszcze (dochodząc do wniosku, że dużo) i potrząsnął go lekko za ramię.
- Fela?
Mruknięcie wydobyło się niechętnie gdzieś spod kołder. Nic więcej.
- Feliks!
- Zamknij ryj i chodźże spać.
No, to było coś więcej.
Następny kwadrans Gilbert spędził na misternym wtaczaniu się na łóżko, na które został częściowo wciągnięty. Wtaczanie było misterne, bo należało Feliksa nie rozbudzić. Jak tylko się rozbudzał, to warczał.
~
Francis pokiwał głową, wgryzając się w kanapkę z dżemem. Gilbert nie jadł. Gilbert toczył głową po blacie stołu, aż włosy zawijały mu się w potargane koguciki.
- Więc smutno ci było, że się poczułeś jak para, a nie para. Tak? Super.
Z westchnięciem chwycił za kubek z kawą.
- Dalej. Chcę to skończyć.
Za kuchennymi oknami było już niemal zupełnie jasno.
wcześniej, sobota zazwyczaj następuje po piątku
Tego ranka to Gilbert obudził się pierwszy, czując ciężar ciepłej nogi przerzuconej przez swoją talię. Właściwie to nie był jedyny ciężar. Ramię, również ciepłe, dla odmiany gniotło mu klatkę piersiową. Feliks oplatał go i uwalał się na niego jak tylko mógł, dodatkowo odcinając mu krążenie w tej ręce, na której leżał.
Coś jeszcze go gniotło i kilka zaspanych chwil potrzebował, żeby przypomnieć sobie, co.
Ach. No tak. Serce.
Spędził tak czarujące dwie godziny – o upływie czasu usłużnie informował go zegar wiszący krzywo nad drzwiami. Chociaż Gilbert nie korzystał często z tego dostępu do informacji. Wolał tam nie patrzeć. Zegar wisiał krzywo.
Naprawdę, nie wiedział, co gorsze – jego sytuacja czy ten jebaniutki zegar.
Ach, jak żałosny był! Leżał w objęciach swego Ruchania, z którym to ruchał się raz. Leżał, kochając to leżenie – leżał, kochając to Ruchanie!
Teraz, w świetle poranka, stało się to wyjątkowo jasne.
Był zakochany! Z przerażeniem w oczach wpatrywał się w sufit.
Dwie godziny później Feliks się obudził.
Dwie i pół godziny później zjedli już śniadanie.
Cztery godziny później współczynnik ruchania z Ruchaniem podskoczył do 2; Gilbert dowiedział się co takiego można zrobić z silikonowym kółeczkiem o maksymalnej średnicy 110 mm i magicznie zapomniał o swoich werteryczno-wenerycznych rozmyślaniach.
I tylko było mu trochę smutno, że jutro nie mogą tego powtórzyć, bo brat przyjeżdża.
Literature
The Manor Ch.1 (ReaderxReclusive!Russia)
The house at the end of lane had been standing for as long as anyone could remember. It was there before the graveyard, before the church, before the docks were constructed or the houses raised. It almost seemed like part of the landscape, as huge and foreboding as an unforgiving mountain range. It had seemed, to many, that the house stood empty for many many years, so many years in fact, that it was believed to be haunted. Some said that on particularly stormy nights, you could hear the ghosts wailing along with the wind.
But that was a tale for children, to keep them from straying too close. The fact of the matter was that T
Literature
Russia x Child!Reader Part 09
russia x child!reader part 09
This shall be the end! sorry for being a ass but I just can't continue it anymore... I just kinda lost the inspiration of this story ^^;; but I guess if I get enough feedback I might continue... thank you all for reading...
- Psycho
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Part 09 Independence
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
You were now 18 you ended up being somewhat like your father...Cold but happy person...you seemed to intimidate everyone and everything even your aunts but they still knew you were a nice person on the insid
Literature
|FinlandxReader| Mess [Chapter Three]
After showering, changing clothes, eating breakfast, you went outside and walked to the park. The weather was very lovely today, so it can't hurt going outside right?
Then, a big white fluff rushed towards you knocking you on your bum. You realized it was Hana. You pet her fluffy fur and she barked happily in response.
Tino ran towards the both of you, panting. You stood up holding Hana in your arms.
"Are you alright, Tino? What's wrong?" You asked, handing him the ball of fluff.
"Thank you and I was gonna bathe Hana, but she ran outside." Tino replied, taking Hana still panting a bit.
"Oh, alright. And thank you for the flowers!" You s
Suggested Collections
Featured in Groups
~ PrusPolWeek Day6: AU/Crossover
~ boy x boy
~ Axis Powers Hetalia
~ Feliks Łukasiewicz (Polska) x Gilbert Beilshmidt (Prusy)
~ przekleństwa, peniski, takie tam
Historia absolutnie niemiłosna! Part IV! (Jakoś z tydzień po PPW pewnie pozmieniam tytuły prac na zwykłe takie. c: ) Wrzuciłam. Ha.
Pozdrowienia z poniedziałku.
wiem, krótkie, nie bijcie za mocno
PS> obrazek ciągle nie mój
~ boy x boy
~ Axis Powers Hetalia
~ Feliks Łukasiewicz (Polska) x Gilbert Beilshmidt (Prusy)
~ przekleństwa, peniski, takie tam
Historia absolutnie niemiłosna! Part IV! (Jakoś z tydzień po PPW pewnie pozmieniam tytuły prac na zwykłe takie. c: ) Wrzuciłam. Ha.
Pozdrowienia z poniedziałku.
PS> obrazek ciągle nie mój
© 2016 - 2024 AlicjaLiddel
Comments7
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Ostatni akapit najlepszy!!!!