ShopDreamUp AI ArtDreamUp
Deviation Actions
Literature Text
Arthur naprawdę nie chce otwierać oczu. Tak naprawdę-naprawdę. Cholera, od czegoś w końcu jest księciem, chyba może sobie nie otwierać oczu, kiedy chce! No więc nie otworzy. Nawet, kiedy słoneczne światło wzmaga szturm na jego zamknięte powieki, bo ktoś idiotycznie odsłonił okna.
Nawet, gdy czuje delikatne muśnięcie palców na swoim policzku. Nawet, gdy ciepłe usta całują go lekko, ulotnie, upajająco. Miłe, fakt. Ale nie na tyle ważne, żeby otwierać oczy.
Arthur przewraca się na drugi bok. Ktoś, kto odsunął zasłony, bez zdumienia stwierdza, że książe jest kretynem.
Arthur znowu nie chce się obudzić, następnego dnia, nie przed południem przynajmniej. Wszelkie próby wytrącenia go z ciepłego półsnu o siódmej rano niesamowicie go irytują, oczywiście. Zakrywa więc uszy poduszką i mocniej zaciska oczy. Jak poczeka wystarczająco długo, to spokój powinien nadejść. Nie wstaje.
Po chwili otrzymuje miękki pocałunek i sytuacja staje się dosyć powtarzalna. Wkurza się; nieznacznie, żeby się przypadkiem nie rozbudzić. I z całą swoją zaspaną determinacją przejmuje inicjatywę, zmieniając niewinnego buziaka w coś więcej. Fakt, że właściwie cała jego inicjatywa sprowadza się do rozchylenia posłusznie ust i cichego jęku jest zbyt dziwny. Jak na coś, czym się przejmuje wczesnym rankiem, przynajmniej.
Całe zdarzenie dociera do niego po raz drugi, ze zdwojoną mocą i otwartymi oczami. Dociera do niego, że służba nie respektuje swej kobiecej natury i na za dużo sobie pozwala, zdecydowanie. Wie nawet, która służba, w końcu nie jest głupi. Pisze list; własnoręcznie. Jeszcze czego, żeby widział to ktoś poza adresatką.
Woła swojego sługę, który wydaje się dziwnie zmieszany i niepewny. Już otwiera usta, żeby się tłumaczyć, ale książe zamyka go machnięciem ręki. Na pewno chodzi o spóźnienie, coś równie banalnego. Teraz ważniejsza jest tyrada, którą wygłasza dosadnie i przydługo. Tyrada pełna jest słabych gróźb przemieszanych z "jak to otworzysz" i "nawet nie myśl, że umiesz czytać".
Merlin wychodzi z listem na korytarz, łącząc imię Gwen wypisane na kopercie i zachowanie Artura w pokręcony wytwór rzeczywistości. Nie po raz pierwszy ma silną ochotę walnąć mocno czyjąś głową w szlachetne mury Camelotu. Otwiera list, oczywiście. Z każdym słowem bardziej drżą mu ręce i przybywa ciężkiego gniewu, duszącego klatkę piersiową.
Zanim zdąży dobrze pomyśleć nad tym, co robi – z rozmachem wraca do komnat pana. Nie pamięta, kiedy ostatnio tak mocno zaciskał pięści.
Arthur otwiera szeroko oczy i myśli, że to naprawdę ordynarne ze strony Merlina. Patrzy niechętnie na pogięte karty swojego własnego pisma w prawej ręce bruneta. Próbuje znaleźć logiczne wyjaśnienie dla malinowych rumieńców i błyskawic w oczach swojego sługi.
Znajduje. Merlin zwariował.
Merlin wzdycha poirytowany i myśli, że chyba zwariował. Patrzy na wyprowadzonego z równowagi Artura za dębowym biurkiem i błyskawicznie dochodzi do wniosku, że słownie nie wytłumaczy. Rzuca bezsensowny papier na ziemię i oddycha głęboko.
...rozumiem Twoje uczucia i wiem, że musi ci być z tym ciężko...
- Merlinie, jeśli zaraz nie wytłumaczysz mi swojego karygo-...
...jednak każdy musi znać swoje miejsce, ponieważ tak jest zbudowany ten świat...
- To nie Gwen, idioto.
...ubolewam nad tym, ale...
- Słucham?!
...nie całuj mnie więcej, Ginewro.
Merlin całuje swojego księcia, a ten nic nie może poradzić na to, że przymyka oczy. Wyciąga ręce i jakimś cudem po prostu wplata palce w przydługie, czarne włosy. Zaraz, miał go odepchnąć. Chyba już za późno, bo Merlin wsuwa język między ciepłe wargi Artura i cóż, Artur nie myśli teraz o tym, że to on powinien dominować.
Nawet, gdy czuje delikatne muśnięcie palców na swoim policzku. Nawet, gdy ciepłe usta całują go lekko, ulotnie, upajająco. Miłe, fakt. Ale nie na tyle ważne, żeby otwierać oczy.
Arthur przewraca się na drugi bok. Ktoś, kto odsunął zasłony, bez zdumienia stwierdza, że książe jest kretynem.
Arthur znowu nie chce się obudzić, następnego dnia, nie przed południem przynajmniej. Wszelkie próby wytrącenia go z ciepłego półsnu o siódmej rano niesamowicie go irytują, oczywiście. Zakrywa więc uszy poduszką i mocniej zaciska oczy. Jak poczeka wystarczająco długo, to spokój powinien nadejść. Nie wstaje.
Po chwili otrzymuje miękki pocałunek i sytuacja staje się dosyć powtarzalna. Wkurza się; nieznacznie, żeby się przypadkiem nie rozbudzić. I z całą swoją zaspaną determinacją przejmuje inicjatywę, zmieniając niewinnego buziaka w coś więcej. Fakt, że właściwie cała jego inicjatywa sprowadza się do rozchylenia posłusznie ust i cichego jęku jest zbyt dziwny. Jak na coś, czym się przejmuje wczesnym rankiem, przynajmniej.
Całe zdarzenie dociera do niego po raz drugi, ze zdwojoną mocą i otwartymi oczami. Dociera do niego, że służba nie respektuje swej kobiecej natury i na za dużo sobie pozwala, zdecydowanie. Wie nawet, która służba, w końcu nie jest głupi. Pisze list; własnoręcznie. Jeszcze czego, żeby widział to ktoś poza adresatką.
Woła swojego sługę, który wydaje się dziwnie zmieszany i niepewny. Już otwiera usta, żeby się tłumaczyć, ale książe zamyka go machnięciem ręki. Na pewno chodzi o spóźnienie, coś równie banalnego. Teraz ważniejsza jest tyrada, którą wygłasza dosadnie i przydługo. Tyrada pełna jest słabych gróźb przemieszanych z "jak to otworzysz" i "nawet nie myśl, że umiesz czytać".
Merlin wychodzi z listem na korytarz, łącząc imię Gwen wypisane na kopercie i zachowanie Artura w pokręcony wytwór rzeczywistości. Nie po raz pierwszy ma silną ochotę walnąć mocno czyjąś głową w szlachetne mury Camelotu. Otwiera list, oczywiście. Z każdym słowem bardziej drżą mu ręce i przybywa ciężkiego gniewu, duszącego klatkę piersiową.
Zanim zdąży dobrze pomyśleć nad tym, co robi – z rozmachem wraca do komnat pana. Nie pamięta, kiedy ostatnio tak mocno zaciskał pięści.
Arthur otwiera szeroko oczy i myśli, że to naprawdę ordynarne ze strony Merlina. Patrzy niechętnie na pogięte karty swojego własnego pisma w prawej ręce bruneta. Próbuje znaleźć logiczne wyjaśnienie dla malinowych rumieńców i błyskawic w oczach swojego sługi.
Znajduje. Merlin zwariował.
Merlin wzdycha poirytowany i myśli, że chyba zwariował. Patrzy na wyprowadzonego z równowagi Artura za dębowym biurkiem i błyskawicznie dochodzi do wniosku, że słownie nie wytłumaczy. Rzuca bezsensowny papier na ziemię i oddycha głęboko.
...rozumiem Twoje uczucia i wiem, że musi ci być z tym ciężko...
- Merlinie, jeśli zaraz nie wytłumaczysz mi swojego karygo-...
...jednak każdy musi znać swoje miejsce, ponieważ tak jest zbudowany ten świat...
- To nie Gwen, idioto.
...ubolewam nad tym, ale...
- Słucham?!
...nie całuj mnie więcej, Ginewro.
Merlin całuje swojego księcia, a ten nic nie może poradzić na to, że przymyka oczy. Wyciąga ręce i jakimś cudem po prostu wplata palce w przydługie, czarne włosy. Zaraz, miał go odepchnąć. Chyba już za późno, bo Merlin wsuwa język między ciepłe wargi Artura i cóż, Artur nie myśli teraz o tym, że to on powinien dominować.
Literature
The Manor Ch.1 (ReaderxReclusive!Russia)
The house at the end of lane had been standing for as long as anyone could remember. It was there before the graveyard, before the church, before the docks were constructed or the houses raised. It almost seemed like part of the landscape, as huge and foreboding as an unforgiving mountain range. It had seemed, to many, that the house stood empty for many many years, so many years in fact, that it was believed to be haunted. Some said that on particularly stormy nights, you could hear the ghosts wailing along with the wind.
But that was a tale for children, to keep them from straying too close. The fact of the matter was that T
Literature
Russia x Child!Reader Part 09
russia x child!reader part 09
This shall be the end! sorry for being a ass but I just can't continue it anymore... I just kinda lost the inspiration of this story ^^;; but I guess if I get enough feedback I might continue... thank you all for reading...
- Psycho
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Part 09 Independence
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
You were now 18 you ended up being somewhat like your father...Cold but happy person...you seemed to intimidate everyone and everything even your aunts but they still knew you were a nice person on the insid
Literature
Punk!LatviaXReader: Savior
Punk!LatviaXReader: Savior
You were always bullied by the popular kids. Being called ugly. Worthless. A nobody. You were vulnerable and weak in everybody's eyes. Those who hurt you didn't care about your life and could care less what happened to it. But you didn't care you hated them all. You wanted to end yours. You thought of it a couple a times but you couldn't. You might have been a loner but you had a friend and his name was Raivis. He was the same as you except he wasn't afraid to speak his mind and he didn't care what people said to him. So every time you were being bullied or teased he would always appear and save you. He's always be
Suggested Collections
Featured in Groups
~ boy x boy
~ Arthur Pendragon x Merlin
~ Merlin BBC
Okej, szaleję z częstotliwością wrzucania rzeczy.
Krótkie coś, powstałe jakoś... Mam bardzo mieszane uczucia co do tego fika, ale jak już jest skończony, to wrzucam. ^^"
Enjoy ;3
A,
PS> zdjęcie nie należy do mnie
~ Arthur Pendragon x Merlin
~ Merlin BBC
Okej, szaleję z częstotliwością wrzucania rzeczy.
Krótkie coś, powstałe jakoś... Mam bardzo mieszane uczucia co do tego fika, ale jak już jest skończony, to wrzucam. ^^"
Enjoy ;3
A,
PS> zdjęcie nie należy do mnie
© 2014 - 2024 AlicjaLiddel
Comments26
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Że też on na samym początku nie pomyślał że to Merlin, szkoda tylko że takie krótkie :<